Emilka Brzezińska mówi o sobie: „Gdziekolwiek szłam – biegłam!”, więc udział w maratonach był jej przeznaczeniem. Na co dzień studiuje Amerykanistykę na UMCS- ie w Lublinie. Nie jeździ autobusami, biega od 5 lat. Lubi się śmiać i jeść, a jej największym bohaterem jest Forest Gump.
Specjalnie dla czytelników portalu Podlasie Się Dzieje, opowiedziała o tym, dlaczego nie używa aplikacji biegowych na telefon, jaką osobą prywatnie jest Piotr Kuryło, co bieganie zmieniło w jej życiu oraz gdzie w Białej Podlaskiej podczas treningu może dogonić nas pies.
Co Cię zafascynowało w bieganiu tak bardzo, że postanowiłaś sama zacząć biegać?
Emilka Brzezińska: W zasadzie nigdy nic mnie w nim nie zachwycało. Ktoś mnie kiedyś czymś rozzłościł i postanowiłam pobiegać. Wróciłam spocona, umordowana i wyglądem przypominałam dorodnego buraka. Jednak jakimś trafem stałam się szczęśliwsza. Później okazało się, że bieganie utrzymuje moją równowagę, gdy jest dobrze, więc robiłam to regularnie. Nie wiem kiedy, nie wiem jak i za sprawą jakiego czynnika bieganie zaczęło być „moje”. Jak widać wsiąkłam jak śliwka w kompot.
To ile kilometrów zaliczasz średnio w miesiącu?
Biegam co drugi dzień. Zawsze powtarzam, że dzień bez bieganie i regeneracja to też trening. Czasem mam ochotę na 10 czy 20 km. Ostatnio częściej stawiam na krótkie, ale intensywne treningi na stadionie. Średnio wychodzi od 120 do 150 kilometrów w miesiącu. Teraz w okresie maratonów staram się je jednak znacznie ograniczyć.
Od kilku miesięcy posiadasz fanpage na Facebook’u, czy to nie za wcześnie na gromadzenie fanów?
A kiedy jest na to odpowiedni czas jak nie teraz? 😉 Strona jest po to, by zachęcić ludzi do biegania lub uprawiania innych sportów. Publikuję różne ćwiczenia i pokazuję jak w prosty sposób można poczuć się lepiej z samym sobą. Dostaję dużo wiadomości, w których ludzie zadają mi różne pytania związane ze sportem lub po prostu piszą mi o swoich osiągnięciach. Umieszczam też osobiste zdjęcia i filmy z różnych zawodów, by pokazać ludziom, że warto spełniać marzenia. Oczywiście założenie bloga było również wymogiem firm sponsorskich.
Na profilu nie zauważyłam jednak biegowych wyników z aplikacji na smartfony. Nie lubisz chwalić się przebiegniętymi kilometrami?
Szczerze przyznam, że nigdy nie używałam tej aplikacji. Nie posiadam internetu w telefonie i potrzeby śledzenia przebytych kilometrów oraz spalonych kalorii. Nie ukrywam też, że minęłoby sporo czasu zanim połapała się w obsłudze tego programu. Trasa też nie jest ważna. Nigdy jej nie planuję, po prostu biegnę przed siebie a kiedy czuję, że wystarczy wracam do domu. Coraz częściej wybiegam nawet bez zegarka.
Statystyki mówią, że 3 miliony osób wydało w zeszłym roku około 1,5 miliarda złotych na bieganie. Udział w zawodach, dojazd, odżywki – to wszystko kosztuje. Bieganie to według Ciebie drogi sport?
Wystarczą dobre buty i trochę samozaparcia. Liczą się przecież umiejętności, doświadczenie, technika. Daj Tigerowi Woodsowi tani sprzęt, a i tak wszystkich zniszczy. Gdy coś staję się Twoim stylem życia jesteś w stanie poświęcić temu wiele czasu i pieniędzy. Poza tym, biegając nikt nie karze Ci startować w zawodach. Myślę, że tyle ile ludzie w moim wieku wydają na dobrą zabawę ja wydaję na bieganie, troszkę inną przyjemność.
Wrzesień to Twój najbardziej „zabiegany” miesiąc. Taka ilość zawodów w krótkim czasie nie wyczerpuje organizmu?
Jesień to faktycznie czas najbardziej prestiżowych zawodów. Przygotowując się do nich paradoksalnie bardziej skupiam się na odpoczynku i regeneracji, niż nad myślami jak to moja mama nazywa „eksploatacji”. W tym okresie ograniczam osobiste bieganie i zostawiam te kilometry na zawodach.
Zapewne bardzo dobrze pamiętasz swój pierwszy maraton?
Pierwszy maraton odbył się ponad rok temu w Lublinie. Liczne wzniesienia miasta i temperatura sięgająca 40 stopni sprawiły, że było to mordercze 50 kilometrów w moim życiu. Tego dnia miasto opanowała Noc Kultury, więc czułam, że wszyscy świętują ze mną. Pamiętam dokładnie też kolejny tydzień, podczas którego nie byłam w stanie chodzić a przyjaciele wozili mnie wszędzie samochodem.
To chyba jeszcze nic w porównaniu z Runmageddonem, w którym również brałaś udział?
Runmageddon to najbardziej ekstremalny cykl biegów w Polsce. Wzięłam udział w pierwszej edycji takiego wydarzenia, więc nikt do końca nie wiedział, czego się spodziewać. Przebiegnięcie przez ogień, jezioro, błoto, dym czy pod drutami kolczastymi wydawało się dla mnie czymś nieosiągalnym. Do pokonania było 10km, a w tym łącznie 30 przeszkód. Buty obwiązywało się taśmą, by nie pozostawić ich gdzieś po drodze w błocie czy jeziorze. Potrzebne były też mocne rękawice, by łatwiej było chwycić za linę i pokonać drewniane, kilkumetrowe przeszkody. Umyć się można było w fontannie, więc jak się okazało dobiegnięcie do mety było tylko świetnym początkiem zabawy. Gdy tylko dowiedziałam się o tym biegu wiedziałam, że jest stworzony dla mnie.
A który bieg uważasz za swój najlepszy?
Największe osiągnięcie to Mistrzostwo Polski w biegu przełajowym. Różnił się od tych popularnych maratonów tym, że trasa nie prowadziła głównymi ulicami miasta a piaszczystymi ścieżkami, co utrudniało bieg. Jednak za największy sukces uważam zeszłoroczny Maraton Warszawski i pokonanie magicznych 4 godzin dokładnie w czasie 3:59:57.
Towarzyszyłaś Piotrowi Kuryło na jednym z etapów podczas jego biegu do Aten. Jak wspominasz to spotkanie?
Kiedyś jedząc kolacje z tatą, usłyszałam o Piotrze w Teleexpressie. Pomyślałam, że nikt normalny nie jest w stanie przebiec z Augustowa do Aten, by tam dodatkowo wziąć udział w spartathlonie (246km). Podczas biegu Huntrun w Bałtowie poznałam Piotra na stoisku z hamburgerami. Później utrzymywaliśmy kontakt przez internet i gdy jego trasa była już znana, nie było wyjścia jak towarzyszyć mu na odcinku Lubartów-Chmiel II (70km). Piotr jest śmiesznym i bardzo skromnym człowiekiem. Obiegł cały świat za jednym zamachem, a gdy spotkaliśmy się w Lubartowie usłyszałam „Wiesz, Emilka, ja to nie lubię biegać“.
Patrząc z perspektywy czasu, czy bieganie zmieniło coś w Twoim życiu?
Kiedyś bieganie było czymś co zapychało mi czas, teraz już nim nie jest. Sprawia, że spędzam go zupełnie z samą sobą i swoimi myślami. Wyrzuca część emocji i daje miejsce nowym. Daje również ogromną satysfakcję z przełamywania siebie, systematyczność w realizacji zadań i wielką pokorę w obliczu przegranych. Z perspektywy czasu widzę, że pozwoliło mi to też poznać bardzo dużo ciekawych osób, równie mocno związanych ze sportem. Cieszę się, że mogę połączyć swoją pasje i tym samym zarabiać na życie.
Zdradź nam swoje plany sportowe na nadchodzące miesiące.
Największym planem jest postawienie swoich nóg na Maratonie Warszawskim 28 września i ukończenie go z wynikiem życiowym mniejszym niż 3h 58min. Po drodze rozpoczyna się cykl biegów Czterech Dyszek do Maratonu Lubelskiego i zawodów ogólnopolskich CityTrail. Runmageddon Hardcore jest oczywiście wisieńką na torcie.
Na koniec rozmowy, jakie trasy biegowe polecasz mieszkańcom Białej Podlaskiej i okolic?
Droga od ulicy Grzybowej do Porosiuk przy torach jest dla mnie szczególna. Przypomina mi moje sportowe początki, gdy wieczorami wymykałam się z domu, by pobiegać. Najlepiej biega mi się tam po lesie. Wtedy nawet nie potrzebujesz muzyki. Słuchasz siebie i wszystkiego wokół. Czasem nawet goni cię pies.
Dziękuję za rozmowę, a czytelników zapraszam na Emilka Brzezińska Fanpage.
Jeżeli masz ciekawą pasję, zainteresowania, prowadzisz działalność społeczną, artystyczną lub realizujesz ciekawe projekty – zgłoś się do nas! Napisz na kontakt@bialasiedzieje.pl.
Dodaj komentarz